“Umiałem zawsze odróżnić wielkość pracy samego Marksa od wulgaryzacji jego głębokich zawsze myśli” – tak Józef Piłsudski zwracał się w roku 1924 do bolszewików, a konkretnie do Michaiła Tuchaczewskiego, który na bagnetach Armii Czerwonej niósł rzekomo wartości bliskie temu niemieckiemu filozofowi.
Minęły 94 lata i dzisiejszy Instytut tzw. Pamięci Narodowej, który podobno tak bardzo walczy z propagandą komunistyczną, mówi do nas o Marksie nie Piłsudskim, a … Tuchaczewskim. Dzięki decyzjom IPN-u upamiętnianie Karola Marksa w Polsce jest od zeszłego roku zabronione! Okazuje się bowiem, że dla IPN-u “prawdziwy” Marks to nie ten, który żył i działał w wieku XIX, ale ten, którego pośmiertnie wykorzystano w propagandzie na rozmaite sposoby w wieku XX.
Tymczasem Marksowi społeczeństwo polskie winno pamięć za wiele dziesięcioleci gardłowania na rzecz sprawy naszej niepodległości na arenie międzynarodowej. W mrocznych czasach zaborów to właśnie Niemiec Marks, a obok niego Rosjanin Hercen czy Włoch Garibaldi, przypominali światu, że Polska jeszcze nie zginęła.
Z Marksem można się zgadzać lub nie zgadzać, jak z każdym innym filozofem, ale trzeba pamiętać, że ścieżkami wskazanymi przez niego podążali potem nie tylko Bierut z Gomułką, ale i Waryński, Daszyński, Pużak czy Ciołkosz. Cała “zbrodnia” Karola Marksa polega bowiem na tym, że marzył mu się świat wolny i sprawiedliwy, wolny od wyzysku, ucisku i od panowania jednych na drugimi. Ten sam świat, o którym w marksowych czasach marzyli choćby Adam Mickiewicz, ksiądz Ściegienny czy generał Wróblewski. Obarczać Marksa winą za zbrodnie popełnione rzekomo w jego imieniu wiele lat po jego śmierci, może tylko taki sam debil, który Jezusowi Chrystusowi przypisuje odpowiedzialność za zbrodnie krzyżowców i palenie ludzi na stosach.
“Gdyby nawet siły reakcji spaliły i zniszczyły wszystkie dzieła Karola Marksa, nauka jego żyć będzie wiecznie, bo ugruntowana jest należycie w psychice mas pracujących” – mówił Adam Pragier, późniejszy działacz opozycji antykomunistycznej, na uroczystej akademii ku czci Marksa zorganizowanej w Warszawie w roku 1933 (tak – w 1933!, a nie w 1953).
Przyznamy, że dziś “siły reakcji”, na czele z IPN-em, starają się bardzo. Okazuje się, że walczą z komunistyczną propagandą, prawdziwą bądź rzekomą, tylko wtedy, gdy jest to im wygodne. Gdy więc przychodzi IPN-owi do oceny Brygady Świętokrzyskiej, to wiadomo, że wszelkie krytyczne głosy na jej temat, to na pewno nie warta powtarzania “komunistyczna propaganda”. Co innego, gdy przychodzi do oceny Karola Marksa. Tu okazuje się nagle, że według IPN-u to bolszewicy mieli rację!
Nawet IPN nie jest jednak aż tak głupi, by nie wiedzieć, kim w rzeczywistości był Karol Marks i doskonale zdaje sobie sprawę z poziomu czynionych w jego przypadku manipulacji. Swoją pierwszą “ekspertyzę” na temat Marksa zaczął przecież IPN od znamiennych słów: “Pozostawiając na boku jego życiorys oraz dorobek…”.
A IPN niech dalej mówi sobie językiem bolszewików. Sam wystawia sobie tym najlepsze świadectwo.
My posłuchamy raczej Adam Pragiera.
autor: Przemysław Kmieciak/Przywróćmy pamięć o Patronach Wyklętych