Edmund Bałuka (1933-2015). Legenda szczecińskiej rewolty. Przywódca strajku w stoczni im. Adolfa Warskiego w styczniu 1971

“Bałuka jestem….” powiedział przywódca strajku w Stoczni Szczecińskiej im. Adolfa Warskiego w styczniu 1971 roku, wyciągając rękę na powitanie Edwarda Gierka. To był pierwszy przypadek w czasach PRL gdy przywódca partii komunistycznej pojawił się na wezwanie robotników w zakładzie pracy, a nie wysłał na “rozmowy” wojsko i milicję.

I tak blisko 40-letni robotnik w kracistej koszuli i drelichu, z opaską “KOMITET STRAJKOWY” na lewym przedramieniu, przeszedł do, zapomnianej dziś, legendy szczecińskiej rewolty. Robotnik, który do śmierci 8 stycznia 2015 roku, uważał, że “socjalizm to nic złego”.

Bałuka może był naiwny, ale na początku lat 70-tych wierzył, że możliwa jest zmiana systemu, władza robotników i wolne związki zawodowe. Dziesięć lat później, podczas karnawału “Solidarności”, wciąż twierdził, że w państwie, omyłkowo zwanym socjalistycznym, jest możliwy prawdziwy socjalizm. Podczas spotkania w Starachowicach w lipcu 1981, padło pytanie z sali „Ale jaki ten kraj ma być?” Edmund Bałuka odpowiedział: „Oczywiście, proszę pana, socjalistyczny”. Bałuka jeździł wtedy po Polsce i propagował Polską Socjalistyczną Partię Pracy, którą założył na emigracji w marcu 1980, z towarzyszami skupionymi wokół pisma “Szerszeń”. Gdy zatrzymywano go w grudniu 1981 po wprowadzeniu stanu wojennego już widział koniec władzy komunistycznej i powiedział” “K***a wspaniale! Nareszcie się to wszystko rozpierdoli! Rozwalą się jak na skórce od banana. Tylko patrzeć jak w poniedziałek stoi cały kraj.”

Nic się nie rozpierdoliło. Kraj nie stanął. Tysiące ludzi, w tym Bałuka, zostało internowanych.  Na wolność wyszedł w sierpniu 1984 na mocy amnestii. Wiosną 1985 roku wyjechał do Francji. W zasadzie wrócił do niej, bo mieszkał tam wcześniej, po tym jak władza ludowa doprowadziła go do wyjazdu wiosną 1973 roku.

Jego legenda zaczęła się w niedzielę 24 stycznia 1971, w trzecim dniu strajku, który Edmund Bałuka rozpoczął z dachu kiosku spożywczego na terenie stoczni w piątek, dwa dni wcześniej. Protest miał trwać aż do przyjazdu władz PRL, z wybranym niecałe 2 tygodnie wcześniej, nowym I sekretarzem Komitetu Centralnego, Edwardem Gierkiem na czele. Iskrą zapalną była manipulacja władz komunistycznych i publikacja tekstu w organie KW PZPR “Głosie szczecińskim” o tym, że stoczniowcy zdeklarowali dodatkową pracę w niedzielę. Wkurzenie robotników wzmacniała świeża pamięć o krwawym bilansie walk ulicznych z 17 grudnia 1970 w których zginęło czternaście osób i wiele zostało rannych. Była też pamięć o nocnych pogrzebach ofiar, o cierpieniach bliskich ofiar, o braku rozliczenia winnych tragedii.

Strajk miesiąc po grudniu był bardzo ryzykowny. Gdy się zaczął władza otoczyła zakład kordonem wojska i policji, odcięła zaopatrzenie i prąd. W mieście pojawiły się ulotki oskarżające stoczniowców o zdradę i atak na ludową ojczyznę. Zatrzymywano ludzi, którzy wspierali strajk i choćby o nim mówili. Bałuka stanął na czele 40-stosobowego komitetu strajkowego, ale jak sam mówił każdy z nich był jego zastępcą. Stoczniowcy żądali m.in sprostowania klamliwego artykułu, rozliczenia winnych masakry grudniowej, zniesienia podwyżek cen z 12 grudnia 1970, większej samorządności robotniczej, wolnych wyborów do rady zakładowej i wolnych związków zawodowych oraz gwarancji bezpieczeństwa dla uczestników strajku.

Gierek przyjechał do Szczecina w sobotę, w niedzielę pojawił się w stoczni. W zadymionej stoczniowej świetlicy podjęto 9-ciogodzinne rozmowy z władzami partii i kraju. Słuchało tego ok. 300 robotników, całość została potajemnie zarejestrowana na szpulowym magnetofonie. Powstało wiele kopii zapisu, trafił do ludzi ówczesnej opozycji i został wywieziony na zachód. Jego fragmenty były m.in. transmitowane w Radiu Wolna Europa, stenogramy publikowane w paryskiej “Kulturze”.

Stoczniowcy i Bałuka w poniedziałek po rozmowach mogli mieć poczucie, że wygrali. Władza zgodziła się na realizację ich postulatów, w wyjątkiem jednego, o cofnięciu podwyżki cen z 12 grudnia 1970. Z czasem okazało się jednak, że Gierek i jego ludzie zgodzili się na wiele, ale jednocześnie nie mieli ochoty prawie niczego realizować i zrobili wszystko by rozbić jedność robotników. Dość, że winnych grudniowej rzezi nie ukarano, to część uczestników styczniowego protestu spotkały rozmaite szykany. Np. jeden z robotników z najbliższego otoczenia Bałuki zginął z rąk nieznanych sprawców, a jego zastępca w KS i przyjaciel został napadnięty w domu, związany, uśpiony chloroformem i pozostawiony przy włączonym gazie. Szczęśliwie uwolnił się, ale i tak po jakimś czasie trafił na za kraty, za rzekomy gwałt na upośledzonej córce dozorcy domu w którym mieszkał. Sporo osób z komitetu strajkowego straciło pracę w stoczni. W połowie 1972 roku dawny KS był już spacyfikowany. SB równolegle zainstalowało informatorów w otoczeniu Bałuki i rozpracowywało go.

Po zakończeniu strajku Bałuka stał się szczecińskim “celebrytą”. Ludzie go rozpoznawali na ulicy, dziękowali, ściskali ręce. Był zapraszany na inteligenckie salony, jako ten, który poskromił komunistyczną władzę, Równolegle SB krok po kroku realizowało plan jego dyskredytacji. Awans na przewodniczącego Zarządu Okręgowego Związku Zawodowego Metalowców we wrześniu 1971, Bałuka widział jako szansę na szerzenie swoich idei samorządności robotniczej, w rezultacie okazał się być intrygą SB. Wszystko po to by pokazać, że przywódca strajku stracił kontakt ze stoczniową bazą, bo zarabia już nie 3 a 11 tysięcy, a na zjeździe związkowym zamiast ich reprezentować, upija się w hotelu. Plan esbecji się powiódł “wściekły warchoł i wichrzyciel”, jak go nazywano w esbeckich meldunkach, stracił poparcie wśród robotników, pracę w stoczni i posadę związkową w listopadzie 1972. Ostatnia prosta planu to była operacja nakłonienia go do wyjazdu z kraju. SB zrobila to rękami jego znajomego, który rzekomo “za łapówkę” załatwił mu książeczkę żeglarską, która w PRL była przepustką do wyjazdu. Po latach okazało się, że pomocny znajomy był współpracownikiem SB i realizował plan zawierdzony w MSW. Nieświadomy i będący pod ścianą Bałuka w marcu 1973 zamustrował na “M/S Siekierki” należący do Polskiej Żeglug Morskiej, tydzień później zszedł na ląd w hiszpańskim Las Palmas na Wyspach Kanaryjskich. Gdy opuszczał statek był po dwóch eksportowych piwach “Okocim”, miał przy sobie 15 dolarów i zdjęcie żony. Tak w skrócie wyglądała droga Edmunda Bałuki do momentu w którym stał się wyrzuconym z Polski, niewygodnym przywódca robotniczym i zaczynał nowe życie wieku 40 lat.

Bałuka urodził się 4 czerwca 1933 w wsi Machnówka na Podkarpaciu, z której wyrwał się do Gdyni gdy miał 15 lat. Marzył o tym, żeby poznać świat, podrózować i przeżywać przygody. I tak sie stało po tym jak jako 17-letni chlopak został motorzystą okrętowym na statkach polskiej marynarki handlowej. Opłynął cały świat, widział Zachód, Afrykę, Indie, Chiny. Gdy był na lądzie mieszkał na stancji w Szczecinie. Sielanka trwała do czasu powołania go do wojska jesienią 1954. Po dwóch latach slużby, gdy świętował z kolegami z wojska przejście do rezerwy, w jednej z toruńskich restauracji, wydarzył się incydent między nim a kapitanem LWP i milicjantem. Od słowa do słowa doszło do szamotaniny, a później bójki, w czasie której obu mundurowym „pospadały czapki z głów”. Bałuka dostał za to 9 miesięcy pozbawienia wolności i stracił szansę na powrót na morze po odebraniu książeczki żeglarskiej. Gdy wyszedł na wolność, było już po poznańskim Czerwcu 1956 i rewolcie robotników, do zmiany władzy szykował się Władysław Gomułka. Dzień po tym jak został I sekretarzem KC, Bałuka z dwoma kolegami próbował uciec na Zachód. Przeszedł zieloną granicę w Tatrach, dotarł do Dunaju koło Bratysławy. Podczas próby przepłynięcia rzeki wpław, został wyłowiony przez czechosłowackich pograniczniczników. Przekazano go do kraju, trafił pod sąd, który skazał go na 14 miesięcy więzienia, większość kary odbył pracując katorżniczo w kopalni. Po odsiadce pracował i mieszkał a to w Gdyni, a to na Śląsku. Na dłużej miejsce zagrzał w Szczecinie gdzie w 1962 roku został pracownikiem Stoczni Szczecińskiej im. Adolfa Warskiego. Był ślusarzem, dźwigowym, pracował w malarni, awansował na majstra. Do przełomu 1970/71 nie zajmował się działalnością związkową czy polityczną, wyrożniał sie jedynie np. składaniem wniosków racjonalizatorskich w stoczni i tym, że miał charyzmę i posłuch wśród kolegów z pracy. Żył tak jak większość obywateli PRL i uważał ten kraj za swój. Drogę opozycjonisty rozpoczął przyłączając się do Komitetu Strajkowego w grudniu 1970, a swoją rozpoznawalność i pozycję zbudował w styczniu 1971. W wyniku postrajkowej intrygi wyjechał na zachód.

Pobyt na emigracji zaczął w Hiszpanii wciąż rządzonej przez gen. Franco. Początkowo dostał pomoc od policji, w tym kieszonkowe, jedzenie, hotel. Jednak gdy się okazało, że jest socjalistą i działaczem robotniczym, usłyszał, że lepiej mu będzie w innym kraju. Najpierw wyjechał do Francji, potem do Belgii, wreszcie znalazżł sie w Wielkiej Brytanii, gdzie współpracował z emigracyjnymi strukturami Polskiej Partii Socjalistycznej, ale nie umiał się dogadać ze starymi działaczami. Uważał, że wciąż żyja oni przedwojennymi sprawami i dawnymi sporami ideologicznymi, że nie rozumieją spraw robotników za żelazną kurtyną. Dlatego poszedł własną drogą.

W 1976 pojechał do Paryża i został tam kilka lat. Początkowo był entuzjastycznie przyjmowany przez tamtejszą prawicowo-bogojczyźnianą emigrację, szybko jednak zaczęły ja uwierać jego lewicowo poglądy. Jako autentyczny robotniczy przywódca otrzymał pomoc ze strony francuskich trockistów z Organisation Communiste Internationaliste, mających wpływy w związku zawodowym Force Ouvrière. Dzięki temu wsparciu mógł wydawać pismo “Szerszeń”, kórego motto brzmiało “walka o władzę mas klasy robotniczej, może dokonać się tylko za sprawą klasy robotniczej. Była to przeróbka słow Karola Marksa, którego dzieła Baluka znał dobrze i wierzył, że możliwy jest taki świat jaki projektował niemiecki filozof sto lat wcześniej, ale nie było to możliwie w ZSRR czy krajach ich sługusów, jak nazywał tzw. kraje demokracji ludowej. Pismo było przemycane do kraju i uderzało w komunistyczną władzę, atakowało radzieckiego despotę Leonida Breżniewa, krytykowało prezydenta imperialistycznego USA Jimmyego Cartera, ale też szargało polskie świętości, zamieszczając karykatury Jana Pawła II.

Na bazie “Szerszenia” w marcu 1980 roku Bałuka zorganizował Polską Socjalistyczną Partię Pracy. Program partii zawierał m.in. postulaty wolności kraju, zniszczenie monopolu PZPR, ewakuację wojsk Kremla z Polski, niezależne związki zawodowe niepodlegające żadnej partii politycznej, powołanie Rad Robotniczych we wszystkich zakładach pracy, prawo do strajku zagwarantowane konstytucyjnie, wolność zgromadzeń, zrzeszania się, prasy, TV i zniesienie cenzury. Jej krajowe struktury próbował budować od kwietnia 1981 roku, gdy wrócił do Polski na lewych papierach francuskich i w przebraniu jako artysta malarz Pierre Henri Francoise Baron.

W stanie wojennym został internowany i nastepnie skazany na pięć lat więzienia, z którego wyszedł na mocy amnestii w sierpniu 1984 roku. Po wyjściu dostał zakaz pracy w stoczni. Jego wizja polityczna dla Polski nie miała zwolenników ani po stronie władzy komunistycznej ani w podziemnej “Solidarności”, dlatego wiosną 1985 znów wyjechał do Francji, gdzie zajął się bardziej życiem rodzinnym i skąd życzliwie przyglądał się odrodzeniu w kraju PPS w listopadzie 1987. Po tym jak doszło do rozłamu na radykalny PPS RD Piotra Ikonowicza i Józefa Piniora oraz bardziej wyważony PPS Jana Józefa Lipskiego, nie zamierzał włączać sie do sporu, pamiętając nieudane póby scalenia emigracyjnego PPS Londynie w latach 70-tych. Był sceptyczny wobec obrad Okrągłego Stołu i po własnym doświadczeniu z władzą Gierka i PRL w latach 80-tych, uważał, że absolutnie nie wolno siadać z komunistami do rozmów.

Do Polski wrócił rok jesienią 1990 i zamieszkał w Warszawie. Jego wiara w lewicowy projekt była niewielka, ale jednego był pewien. Nie mógł mieć w nazwie słowa “socjalityczny”, bo wiedział jak skończyła jego Polska Socjalistycza Partia Pracy i jak na ludzi w Polsce i nie tylko działało słowo na ‘S”, o czym mówił w wywiadzie w 2009 roku: “Kiedy zaczynałem ją budować, jeszcze na emigracji, wysłałem zaproszenia do wszystkich krajów zachodnich, poprzyjeżdżali. I wszystko pasowało – oprócz tego jednego „S”. Po co Socjalistyczna Partia Pracy? Ja kierowałem się tym, że moi wujkowie walczyli o socjalizm. Przecież socjalizm to nic złego! (…) Oni mówili, że w Polsce jest socjalizm, ale w Polsce nie było socjalizmu. Duża część delegatów na zjazd PSPP wychodziła z niego i nie wracali więcej. Koledzy mówili do mnie: ‘Edmund, przecież jak Ty wrócisz do Polski, nikt nie będzie chciał z Tobą gadać o socjalizmie, bo mają go dość’. ‘To jak ma być, Polska Partia Pracy?’. Pomyliłem się, trzeba było dać taką nazwę, to może by chwyciło. A tak, nie miałem więcej niż trzydziestu członków w Polsce. Co to za partia?”

Jeszcze na początku lat 90-tych próbował działać w Unii Pracy, Solidarności 80 czy innym inicjatywach. Bez powodzenia i praktycznie wycofał się z życia publicznego,

W latach 90-tych przyjechał na obchody Grudnia ’70 do Szczecina by złożyć kwiaty pod tablicą w stoczni. Początek uroczystości się opóźniał, wszyscy czekali w w sali konferencyjnej dyrektora naczelnego, obecna była spora grupa ludzi. Po godzinie Bałuka zapytał na co czekają i usłyszał, że na biskupów, którzy spóźniali się, bo jedli jeszcze śniadanie…. Przywódca strajku w styczniu 1971 i uczestnik protestu z grudnia 1970 nie miał dobrego zdania o hierarchii kościelnej i w swoim otoczeniu często mówił, że dziwi się, że dostojnicy kościelni są obecni na obchodach grudniowych, ponieważ na przełomie 1970/71 nie było hierarchów kościoła ze stoczniowcami, nie potępiali władzy komunistycznej za zbrodnie.

W sierpniu 2007 Bałuka odmówił przyjęcia Krzyża Oficerskiego Orderu Odrodzenia Polski z rąk prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Zmarł 8 stycznia 2015 roku. Urna z jego prochami została złożona na Cmentarzu Centralnym w Szczecinie, pośród grobów ofiar Grudnia ’70.

Przy pisaniu korzystaliśmy z książki “Bałuka jestem…” autorstwa Adama Zadwornego, Ksiąznica Pomorska 2021, dofinansowanej przez Marszałka Województwa Zachodniopomorskiego.

Nie jest dostepna w sprzedaży otwartej.